
Czym właściwie jest ten „live”? Jak stosować „latarkę” ? Tips and tricks.
Chciałbym podzielić się z Wami kilkoma informacjami na temat łowienia z wykorzystaniem technologii „live” z widokiem do przodu. Czym właściwie jest ten „live”, o którym ostatnio tak dużo się mówi? Jest to technologia obrazowania na żywo tego, co dzieje się pod powierzchnią wody. Zyskała ona liczne grono zwolenników, ale nie brakuje również jej przeciwników. Od niedawna jest to dość gorący temat prowadzonych dyskusji. Nie o tym teraz mowa. W kilku słowach postaram się opowiedzieć jak ja stosuję tą metodę.
„Live” to nic innego jak podglądanie podwodnego świata w czasie rzeczywistym. Zapewne spotkaliście się z terminem „latarka”, „ na latare” itp. Wywodzi się ona od tradycyjnej latarki, którą używamy do doświetlania ciemnych zakamarków w pokoju. Na wodzie, zamiast pomieszczenia, mamy toń. Tryb „live” odsłania przed nami podwodny świat, który nie tylko zaskakuje, ale i pozwala na naukę – zarówno o samych rybach, jak i o ich otoczeniu.
Latarka to narzędzie, które nie tylko ułatwia łowienie ryb, ale też stanowi doskonałą okazję do obserwacji życia pod wodą. Dzięki niej możemy lepiej zrozumieć zachowania ryb, ich reakcje na światło, ciśnienie, wiatr, temperaturę wody czy zmieniające się warunki atmosferyczne. Zobaczymy, jak ryby się poruszają, czy żerują w danym momencie, a także czy znajdują się w cieplejszych częściach wody, na przykład w trakcie trawienia. Dla mnie obserwacja ich podwodnego domu to coś absolutnie fascynującego.
Oczywiście tryb „live” szczególnie sprawdza się przy łowieniu drapieżników, które często przebywają w toni, ale zapewniam Was, że nie ogranicza się to tylko do szczupaków, sumów czy sandaczy. Uwierzycie mi, że znam osoby które łowią toniowe węgorze w ten sposób ?
Aby skutecznie łowić przy użyciu metod z obrazowaniem w czasie rzeczywistym kluczowe jest dopasowanie wszystkich detali oraz odpowiednie ustawienie sprzętu. Pierwszym krokiem jest idealne ustawienie przetwornika w linii prostej ze sztycą. To bardzo ważne, zwłaszcza przy rzutach na większe odległości – takie drobne błędy mogą wprowadzić wiele zamieszania i frustracji, znane „dobrze rzucam, a czemu nie widzę gumy”?
Kolejnym etapem jest odpowiednie rozmieszczenie echosondy na łodzi. Warto mieć ją pod ręką, aby móc szybko korygować ustawienia, ale też zadbać, by nie przeszkadzała podczas oddawania rzutów, a jednocześnie była w linii z rzutem, tak aby w miarę możliwości nie odwracać od niej wzorku. Szczególnie gdy ryby są aktywne, chwila nie uwagi może zaprzepaścić szanse na metrówkę. Trzecią istotną kwestią jest porządek na łodzi – wszystko powinno być w zasięgu ręki, bo bałagan może popsuć całą akcję, zwłaszcza gdy w końcu namierzymy rybę. Kiedy ogarniemy podstawy, możemy płynąć i rozpocząć poszukiwania drapieżników.
Zanim wypłyniemy na nowy zbiornik, warto zaopatrzyć się w mapę batymetryczną, którą możemy wgrać do echosondy. Ważne jest, by zadać sobie pytanie: gdzie teraz mogą znajdować się ryby? Każda pora roku, jezioro i czas w ciągu dnia rządzi się swoimi prawami, naszym zadaniem jest rozszyfrować dany zbiornik, aby nasze poszukiwania były jak najbardziej efektywne. Wiosną szczupaki często przebywają na płytkich blatach wokół podwodnych górek, gdzie jest narybek, a także ryby po tarle – łatwy łup dla naszych drapieżników. W tym przypadku sama przyroda daje nam informację na jakie przynęty powinniśmy łowić. Każdy zbiornik wodny ma swoje specyficzne warunki, a najciekawsze w wędkarstwie jest to, że uczymy się tych praw, dostosowując naszą strategię do sytuacji.
W bardzo komfortowy sposób pomaga nam silnik dziobowy z funkcją GPS, który umożliwia precyzyjne zatrzymanie w wybranym miejscu, a także podążanie za rybą. Kluczowa jest też umiejętność interpretacji zapisów echosondy – rozróżnianie ryb drapieżnych od tych spokojnego żeru. Dobrze ustawiona echosonda, dostosowana do warunków, sprawi, że ryby będą widoczne, a na ekranie nie pojawi się za dużo niepotrzebnych „śmieci”. Każdy przypadek wymaga indywidualnego ustawienia, ale to trzeba po prostu „przeklikać” – to kluczowy element w drodze do sukcesu.
Czasem drapieżniki będą dobrze widoczne, mocno świecąc się pod ławicami drobnicy, a czasem będą obrazować się lekkim przezroczystym zapisem, który szybko się przemieszcza. Wtedy szukanie czegoś dużego z czerwonym środkiem mija się z celem. Często zdarza się, że ryby przyklejają się do dna – rozpoznanie takich ryb może być trudne, ale nie niemożliwe. Im więcej czasu spędzimy na wodzie, tym szybciej nauczymy się rozpoznawać te subtelne różnice.
Kiedy już zlokalizujemy rybę, należy odpowiednio podejść do napływania. Zwykle staram się wytypować miejsce, gdzie mogą znajdować się ryby, a potem sprawdzam kierunek wiatru. Wiatr jest czynnikiem, który rozdaje karty – musimy dostosować się do jego kierunku. Płyniemy pod wiatr, operując sztycą od godziny 11 do 14. Kiedy już zlokalizujemy rybę, włączam funkcję kotwicy w silniku dziobowym, aby zatrzymać się w odpowiednim miejscu. Wówczas staram się ustawić łódź w taki sposób, aby rzut był jak najbardziej wygodny i precyzyjny.
Kiedy oddajemy pierwszy rzut, traktuję to jak strzał snajperski – liczy się celność. Z mojego doświadczenia ryba nie powinna znajdować się dalej niż 20 m i nie bliżej niż 6 m. Optymalna odległość to około 10-14 m. Przynętę warto rzucić 2-3 m za rybą. Należy wziąć pod uwagę szybkość i kierunek przemieszczania się ryby, tak, aby nie rzucić za nią, a jednocześnie jej nie przestraszyć. Jeśli przynęta trafi zbyt blisko, czas na jej prezentację będzie zbyt krótki.
Prowadząc przynętę, należy pamiętać, że odległość od ryby zależy od gatunku. Dla szczupaka może to być 2-3 m, a dla sandacza – znacznie mniej, około 0,5-1 m. Warto animować przynętę, lekko ją szarpiąc, by ryba mogła wyczuć ruch linią boczną.
W wodach z dużym zakwitem z pomocą przychodzi nam „słuch” ryby. To niedoceniany zmysł, który pozwala przechytrzyć naszą zdobycz. W takim przypadku dobrze sprawdzają się przynęty z wbudowaną grzechotką, a stosując gumowe przynęty, warto dodać do nich szklaną grzechotkę. Sam uwielbiam łowić w nocy, kiedy światło w wodzie jest ograniczone. Widziałem wielokrotnie na ekranie echosondy, jak po podaniu przynęty bez „dopałki” ryba nie była w ogóle zainteresowana, ale po jej niewielkiej modyfikacji reakcja drapieżnika była natychmiastowa – ryba „słyszała” ją, a nie widziała.
Powyższe porady oparte są na moich doświadczeniach i stanowią jedynie wstęp do tematu „live”. To fascynująca technika, która ma ogromny potencjał, ale wymaga ciągłego testowania, eksperymentowania i nauki. W wędkarstwie kluczowa jest otwartość na nowe rozwiązania i gotowość do próbowania różnych metod. Na wodzie nie ma skróconych dróg do sukcesu – liczy się cierpliwość i ciężka praca. Wówczas efekty przyjdą w postaci okazów, o których kiedyś tylko marzyliśmy.
Łukasz Bany